Jestem już dużą dziewczynką, czyli podsumowanie 2021
STYCZEŃ jest miesiącem pakowania, remontu, pakowania, zakupów, pakowania, remontu i jeszcze pakowania. I próby ułożenia sobie w głowie że oto idę na swoje. \
LUTY to rozpakowywanie, uzupełnianie braków w wyposażeniu mieszkania oraz nieśmiałe świętowanie, że oto udało mi się wyprowadzić od rodziców przed 30-stką. Próbuję przywyknąć że wracając do domu jadę DO CENTRUM a nie Z CENTRUM.
W MARCU odkryłam urban jungle i rosliny. Znaczy zdawałam sobie sprawę że coś takiego istnieje w kosmosie ale wiecie. To sobie funkcjonowało gdzieś w sąsiednim ekostystemie. No to już tak nie jest. W międzyczasie kupiłam kanapę i jak się okazało w samą porę. Chwile później załapałam koronę i kanapa okazała się idealnym miejscem do tygodniowego umieranka i zombifikacji.
KWIECIEŃ zaczęłam wychodzeniem z koronki i próbą odzyskania węchu i jako takiej sprawności. Dżungla mi się rozrosła do 10 sztuk, a ja próbuję coś tam sklecać na Youtubie.
MAJ to otwarcie sezonu rowerowego i stwierdzenie że covid totalnie rozwalił mi resztki kondycji. Plan codziennego dojeżdzania do pracy kończy się na 2 razach w tygoniu. Rozkoszuje się faktem że mogę zostawić skarpetki na blacie i nikt mi nie zwraca na nie uwagi.
CZERWIEC to odkrycie Pienin. I trochę Krakowa ale Pieniny jednak fajniejsze. Podnoszę skilla w tanim podróżowaniu oraz odkrywam że jagnięcina to nie jest moje ulubione mięsko, a przynajmniej nie w tej konkretnej knajpie.
W LIPCU chodzę dzielnie do pracy i odkrywam że kamienice potrafią być okropnie gorące w pełni lata. Zdobywam koleje levele w zarządzaniu gospodarstwem domowym. Z braku matki na podorędziu zaczynam sama się opieprzać za zostawianie skarpetek na blacie kuchennym i nieumycie wanny.
W SIERPNIU znajduje 2 pracę co ratuje mi budżet domowy i pozwala na karmienie kotów w końcu dobrym żarełkiem. A weekendowym wypadzie odkrywam też Wigry. Urlop spędzam szlajając się po fiordach z przyjaciółką koczując pod namiotem i to jest moje top jesli chodzi o dotychczasowe wakacje. W mojej głowie rodzi się myśl o potencjalnej przeprowadzce do Norwegii.
WRZESIEŃ to dla handlu powrót do szkoły więc pracuję dzielnie i zachwycam się że w końcu mogę przestać podbierać z oszczędności które i tak się drastycznie od początku roku obkurczyły. Próbuję coś tam pisać na bloga ale mam cholerną blokadę twórczą na wszystko.
PAŻDZIERNIK zasuwam na 2 roboty, bo w głównej nagle wpadł mi etat co sprawia że mam głownie 12-stki. Sytuacji nie poprawia fakt że przełożona perfidnie mnie oszukała
i już w LISTOPADZIE kończę z załamaniem nerwowym i na miesięcznym l4. Gaszę też ostatnie świeczki z 2 z przodu i a zza horyzontu zaczyna gaalopowac 5 jezdzieć apokalipsy pod postacią 30stki. Plany ucieczki z tego wesołego kraju latają mi uparcie po głowie. Wracam do pracy bo moja głowa zostawiona sama sobie jest bardziej irytująca niż praca w irytującej firmie. Dziabię też sobie żurawia koło fuji i odkrywam że jednak potrzebuję lepszej maszynki jeśli zamierzam dziarać ludzi.
GRUDZIEŃ zapierdalam na 2 roboty i w zasadzie nie mam czasu się zastanawiać nad życiem. Pierwsza choinka w nowym mieszkaniu okazała się być takim niewypałem że już w sylwestra wylądowała na śmietniku z powodu braku igieł które zostały na podłodze w mieszkaniu. Odkrywam że przeżyłam prawie rok sama i na własnym utrzymaniu i wbrew własnym lekom nie zagłodziłam kotów ani siebie.
Taki oto był rok 2021.
Leave a Reply