Oczywiste nierzeczywistości, czyli czym zaskoczyło mnie posiadanie małego kociaka.

Mruczek vel. Klusek w pewien sposób mnie rozleniwił. Posiadanie kota w dostojnym wieku 10+ ma wiele zalet. Stary kot jest właśnie taki – dostojny. Patrzy z pewnym wywaleniem na świat a kiedy nie patrzy to śpi w miejscu w którym w ciągu tej dekady ustaliliście że żadna ze stron sobie nie wadzi. Stary kot pobawi się 5 minut po 10 minutowej zachęcenie a potem zmęczony pójdzie spać. Stary kot nie łazi po meblach bo jest na to za dostojny, a poza tym siły już nie ma na skakanie.
I w takim stanie żyłam sobie jakieś ostatnie 7 lat.

A potem jak to w życiu bywa, trzeba było zapełnić nagłą pustkę w mieszkaniu. Wybór padł na 2,5 miesięcznego kociaka.

O mój boże…

Harabinka Józefina, zwykle zwana Jozinem z Bagna, lub Turbo Józią (lub OŻ-TY-CHOLERO) na obecnie około 4 miesiące. Z czego, mogę siało powiedzieć, że połowę życia mieszka u mnie. Można też powiedzieć że to mój pierwszy kociak (który w momencie kiedy pisze te słowa próbuje się po szufladach wspiąć na komodę) więc naprawdę zaskoczeń jest sporo.

Przede wszystkim zapomniałam, że koty są całkiem skoczne. Klusek ostatnich skoków wyższych niż na krzesło dokonał z 5 lat temu, więc kiedy Jóźka wskoczyła mi pierwszego dnia z podłogi na biurko a następnie z biurka na łóżko przeżyłam mały szok. Zwłaszcza, że wtedy jeszcze prawie mieściła mi się w dłoni (tylko łepek wystawał na nadgarstek), a biurko przecież takie wysokie.

Ale skoczności to nie wszystko. W ciągu zaledwie kilku dni odkryłam że tylko w moim pokoju kot może znaleźć niesamowite miejsca gdzie wciśnie swoją włochatą dupkę. Naprawdę. Mruczysław nigdy nie wszedł mi za biurko. Jóźik to robi regularnie, odłączając przy tym monitor.

Ani na toaletkę z której musiałam ewakuować wszystkie perfumy i słoik z chorwackimi jeżowcami, bo Józefina urządziła tam sobie punki oglądania telewizji. Lub jak kto woli akwarium.

JÓZEFINA

Mały kot się uczy.

Pierwsze rzeczą której uczyłam Józi było reagowanie na kici kici, bo nie rozumiała. Na szczęście koncepcje kuwety zrozumiała sama. Drapak też opanowała praktycznie od razu. Obecnie próbuję ją oduczyć wchodzenia na blat kuchenny (a przynajmniej nie kiedy się gotuje, bo ciekawski kociak wciska nos wszędzie i boję się że w końcu oparzy sobie ryja) oraz obgryzania roślin. Idzie ciężko bo nie rozumie słowa PSIK. I z jakiegoś tylko jej znanego powodu fascynuje ją proces zmywania naczyń.
Szuka sobie miejsc do spania i 2 tygodnie zajęło mi przekonanie jej że spanie na kocyku na biurku może być równie komfortowe jak spanie na tym samym biurko tylko oparta o moją rękę.

Mały kot to mały tajfun. Kiedy zaczyna szaleć i nie poświecisz mu tych 15 minut masz w domu małe tornado. Huragan Józefina. A kiedy w pokoju znajduje się ćma lub każdy inny owad musisz się liczyć z tym że każdym momencie możesz skończyć jako trampolina w wyskoku ku owadom. Plus jest taki że odkąd mam Józie ilość ciem i komarów w moim pokoju gwałtownie spadła.

Wszystko może być zabawką.

Zwłaszcza że Józka jak już wspomniałam jest małym predatorem i wędkę którą Mrutek miał ponad 3 lata wykończyła w 2 tygodnie skutecznie pozbawiając ją piórek. Oprócz kocich zabawak bawi się wszystkim. Najbardziej lubi małe beauty belendery bo są mięciutkie więc można je łatwo złapać w pyszczek, uciec w kąt i tam się dalej bawić „ofiarą”. Kolejne są gumki do ścierania. Serio, z 5 gumek które miałam została mi jedna i ta jest starannie schowana, bo reszta zmieniała swoje położenie geograficzne na nieokreślone. A i jeśli gdzieś kiedyś na moim instagramie zobaczycie pogryziony ołówek to nie ja. To Józik.

A i paragony zyskują drugie życie i zwinięte w kulki zbieram potem z kątów mieszkania.


Najpiękniejszą rzeczą w wejściu w posiadanie nowego kota jest budowanie więzi. Serio, zapomniałam ile to daje satysfakcji. O ile do ludzi często cierpliwości ani chęci na budowanie więzi nie mam, to tu jest odwrotnie. Każdego dnia kiedy widzisz jak kot początkowo zagubiony i wystraszony zaczyna ci ufać, jak w końcu całkiem zrelaksowany zasypia na twoich rękach, jak odsłania brzuszek… wiesz, że warto.

Dla mnie koty to doskonały przykład wracającej energii. Jeśli dasz kotu miłość, zrozumienie i cierpliwość on prędzej czy później odwdzięczy się tym samym. Będzie robił za termofor kiedy masz okres, ogrzeje ci nogi zimą, przyjdzie wymruczeć z ciebie doła. Klusek to robił. I jestem pewna że Józia też będzie.

Na razie jesteśmy ciągle na etapie poznawania siebie nawzajem. I to jest równie fascynujące jak długoletnie partnerstwo, gdzie ty i kot znacie się od podszewki.

Leave a Reply