Boleśnie długa noc/ Saga Kluseczkowa.

– Czy myśli Pan że jest sens dalej to kontynuować?
Twarz weterynarza daje mi odpowiedź zanim ten jej udzieli. Odpowiedź, którą tak naprawdę znam od rana, od wczoraj, od 2 tygodni. Milczy przez chwilę zapewne zastanawiając się jak ją dyplomatycznie przekazać. W końcu mówi:
– Szanse, że mu się poprawi są minimalne.
Patrzę na leżącego na stole Mruczka. Patrzy się na siedzącą w pobliżu mamę z wyrazem spokojnego wywalenia. Kroplówka która jeszcze 2 tygodnie temu sprawiała, że klnął po kociemu aż miło, teraz zupełnie mu nie przeszkadza. Albo po prostu wszedł w stan w którym jego Pani (czyli ja) jest przez większość swojego życia? Czyli fatalistycznej rezygnacji.
Od dwóch tygodni nie je samodzielnie. Głównie śpi schowany w szufladzie mojej komody. Od siedmiu dni co 3 godziny noszę go do kuwet bo sam nie ma siły. Od dwóch odmawia przyjmowania większej ilości rozblendowanej karmy niż 2 cm w strzykawce.

Wiem, co powinnam zrobić.

Myślę o tym w zasadzie odkąd dwa tygodnie temu po jego nagłym zniknięciu znalazłam go ledwo żywego w krzakach za płotem. Malutki bezwładny tobołek. Wiedziałam, że mamy mało czasu i decyzję trzeba będzie podjąć raczej szybciej niż później. W głębi serca wiedziałam że małe poprawy które następowały w ciągu tych 2 tygodni są chwilowe. Klusek pojawił się u nas miesiąc po przeprowadzce do tego mieszkania. Jakoś na miejscu wydaje mi się by odszedł dwa miesiące przed wyprowadzką. Ale nie zmienia to faktu, że i tak jest to cholernie trudne.

Zerkam na mamę
– Ty zdecyduj – odpowiada krótko. Ma taką zmęczoną twarz. Myślę o tacie i o moim bracie którzy nie zdążyli się z nim pożegnać. Klusek cicho miauczy.
– Niech dziś jeszcze spędzi noc w domu. Jutro przyjedziemy. – zaskakuje mnie własny spokój. Kiedy wyobrażałam sobie ten moment myślałam, że nie będę wstanie wydusić słowa przez łzy.
Łez prawie nie ma. Chyba większość wypłakałam 2 noce temu kiedy nastąpiło pogorszenie.

Dlaczego jestem tak fatalistycznie spokojna?

Wracając wmawiam sobie że chłopaki będą chcieli się pożegnać. Prawdopodobnie sama chcę to odłożyć i gdzieś głęboko mam głupią nadzieję, że to jeszcze nie czas.
W domu kładę go do budki. Nigdy jej nie lubił. Może wiedział że w niej spędzi ostatnie chwile? Robię termofor z butelki bo mimo panującego upału Klusek jest wychłodzony. Wtedy dzieje się coś co wbija mi nóż w serce. Mruczek, zgodnie ze swoim imieniem zaczyna słabo mruczeć. Po raz pierwszy od 2 tygodni.. Głaszczę go więc tak jak lubi najbardziej -za uszkami i pod bródką. Nóż w moim sercu zaczyna wolno się obrać.
Dlaczego nie jestem w stanie płakać?

Po drugiej stronie messengera mam wsparcie od przyjaciółki. Sama przechodziła przez to 2 lata temu, więc mnie rozumie. Do drugiej od tygodnia boję się pisać w obawie, że potraktuje mnie truizmem o lekcjach które wyciągamy z cierpienia. Nie lubię truizmów podawanych jako oświecone prawdy życiowe. Ostatnie na co mam ochotę to rozważania na temat lekcji i doświadczenia, które z tego wyciągnę. Oczywiście, że wyciągnę. Ale w tej chwili gówno mnie one obchodzą. Dlatego cały ciężar pocieszania spada na moją duchową siostrę. Dziękuję ci za to kochanie.

Koło północy Mruczek zaczyna płakać i wiercić się na posłaniu. Uspokaja się trochę kiedy go głaszczę ale dalej się wierci i cicho miauczy. Biorę go na ręce, a on zaczyna znowu słabiutko mruczeć. Po jakimś czasie go odkładam do budki, którą stawiam sobie na łóżku. Układa się tak by łepek mieć bliżej wejścia bym mogła go głaskać. Gdy zabieram rękę zaczyna na powrót wołać. Więc leżę w takim pół śnie głaszcząc kota, a jego pomiaukiwania stają się coraz częstsze. W końcu wyjmuję go z budki i układam koło siebie. Opiera główkę na mojej dłoni i wygląda na całkiem zadowolonego.

O 3 w nocy zaczął ciężej oddychać, a ja w nagłym przebłysku rozumiem, że obejdzie się bez ponownej wizyty. dwie godziny siedziałam tuliłam głaskałam i mówiłam do niego bo gdy tylko się oddalam się choćby zamknąć okno na drugi koniec pokoju zaczyna płakać. Chyba nigdy nie czułam się tak bezradna,a jednocześnie byłam ciągle zaskoczona własnym spokojem i jego wolą życia. Dzielnie walczył a jednocześnie miał w sobie na tyle dużo siły by podnosić czasem łepek i spojrzeć w moją stronę. Mówiłam mu jaki jest dzielny, że niedługo przestanie go boleć i w sumie nie wiem czy pocieszałam jego czy siebie. O 5 rano włączyam bardziej dla siebie niż jego Swan Song. Within Temptation ma zdumiewającą ilość piosenek adekwatnych do tematów około pogrzebowych. W momencie kiedy wciskam udostępnij Klusek bierze ostatnio oddech. Aja bardzo dosłownie nagle rozumiem te wszystkie pompatyczne opisy z książek mówiących o gasnących oczach. Jego serduszko staje niedługo później.


A moje pęka.

In my heart I know I can let go
In the end I will find some peace inside
New wings are growing tonight

Dziękuję bardzo całej ekipie z świderskiego Zoocentrum. Chyba tylko dzięki wam mógł z nami być jeszcze te 2 tygodnie.

Leave a Reply